czwartek, 1 grudnia 2016

Dlaczego jeszcze nie ma napisów?

Czyli post o bólu pośladków osób, które tak zajadle walczą o napisy do seriali, że doprowadzają tłumaczy do ostateczności. A wszystko na przykładzie How To Get Away With Murder (Sposób na morderstwo).


Kiedy czasami ktoś nas pyta, dlaczego oglądamy seriale, oprócz oczywistego aspektu hobbistycznego równie często pojawia się odpowiedź: dla nauki języka obcego. Przy czym tym językiem obcym w mniej więcej osiemdziesięciu procentach jest angielski, z którym w Polsce zapoznają się już w szkołach w zasadzie wszystkie młode pokolenia. Sama często używam tego argumentu, bo jest on jak najbardziej prawdziwy - seriale to kopalnia słówekwyrażeńdialogów, dzięki nim możemy się ogarnąć w zagranicznej składni, a w dodatku mamy podane jak na tacy różne akcenty (moja ulubiona część). Często się zdarza, że zaczynamy wyłapywać konstrukcje i rozumiemy coraz więcej. Ale oczywiście nie musimy od razu rzucać się na głęboką wodę oraz tylko i wyłącznie rozumieć wszystko ze słuchu. Są ludzie na tyle mili, że nie tylko zamontują nam pod filmem zagraniczne napisy, ale i polskie. A właśnie o polskich napisach będzie w tym poście mowa.

Myślę, że każdy serialomaniak jest mniej lub bardziej zaznajomiony z fenomenem grup tłumaczeniowych, które wykonują kupę dobrej roboty (Dream TeamGrupa HatakSky Team Poland etc.). Dana grupa bierze na siebie dany przydział seriali, który dobrowolnie, za darmo, hobbistycznie tłumaczy i wrzuca napisy do sieci, żeby umożliwić oglądanie dostępnych online produkcji osobom, które albo z językiem obcym jeszcze się tak bardzo nie lubią albo po prostu wolą mieć polskie odpowiedniki serialowych kwestii.

Wszystko fajnie, prawda? Widzicie, tutaj niestety zaczynają się schodki. Mimo że tłumacze pracują nad serialami, których nie obchodzi, czy zostaną do nich dodane napisy dzisiaj o dwudziestej czy jutro o piętnastej, to nad tłumaczami czuwają ludzie, którzy nie mają oporów przed wytknięciem opóźnień czy drobnych błędów. Praca nad tłumaczeniem seriali - bo pracą nazwać to należy, jeżeli co tydzień dokonuje się obróbki przynajmniej czterdziestu minut dialogów - jest mimo wszystko, pośrednio, pracą z ludźmi. A ludzie bywają stworzeniami wyjątkowo niewdzięcznymi.

Nie powiem wam, jak to wygląda zza kulis, bo jakiegokolwiek serialu czy nawet odcinka nigdy nie tłumaczyłam. Uważam, że jest milion osób, które lepiej to ode mnie zrobią - tym samym mam dla nich ogromny szacunek. Wiąże się on nie tylko z podziwem dla znajomości języka, ale również i zachwytem nad poświęceniem czasu, energii, nawet nad wytrwałością - bo przecież serial nie kończy się po trzech tygodniach, a i wymaga od tłumacza regularności, podążania za fabułą, tłumaczenia często nazw własnych. Wyobrażam sobie, że pracujące nad dodawaniem polskich napisów osoby nie usiądą nad komputerem i w piętnaście minut nie będzie po sprawie. W końcu nie tłumaczymy zdań, przekładając łopatologicznie słowo po słowie, ale tworzymy w pewien sposób na nowo treść, ubierając ją w słowa w naszym ojczystym języku. Tłumaczenia również tworzą nam klimat. Odpowiedni dobór słów w odpowiednim miejscu również jest ważny - często seriale związane z prawem wymagają znajomości języka prawnego, te o lekarzach - medycznego, a jeszcze inne być może podmiejskiego slangu.

Być może teraz pomyślisz sobie, Drogi Czytelniku, że przynudzam. Przecież to wszystko jest oczywiste, prawda? Okazuje się jednak, że nie każdy rozumie, z czym robienie napisów do seriali się wiąże; wręcz przeciwnie - ma jeszcze pretensje do tłumaczy, że ośmielają się za wolno pracować.

https://www.facebook.com/ProHaven/posts/1448883128474777
13 listopada na stronie Project Haven pojawił się post z informacją o rezygnacji jednego z członków grupy zajmującej się robieniem polskich napisów do How To Get Away With Murder. Cały problem wyniknął z faktu, że Project Haven jest chyba jedyną grupą, która za te napisy do HTGAWM się zabrała, więc fani serialu musieli czekać, aż oni doprowadzą tłumaczenie do końca. Sama oglądam HTGAWM i gdy akurat znajdowałam czas na obejrzenie odcinka w dniu premiery czy dzień po faktycznie nie mogłam jeszcze tych napisów zlokalizować. Ale czy to naprawdę jest powód, żeby robić burdę w internecie? Odpowiedź jest bardzo prosta: nie. Nikt nie ma obowiązku zmieścić się w dwudziestu czterech, czterdziestu ośmiu czy nawet siedemdziesięciu dwóch godzinach.

Nikt nie ma też prawa z tego powodu zarzucać tłumaczowi "obsuwy", nazywać "powolnym, ślamazarnym", ponieważ on robi to ze swojej własnej, nieprzymuszonej woli i, co więcej, Drogi Czytelniku - dla twojej wygody, żebyś nie musiał(a) męczyć się z nie do końca ci znanym językiem.

Dlatego następnym razem, kiedy zobaczycie, że nie ma napisów na drugi dzień, na trzeci, a nawet na czwarty, nie awanturujcie się. Poczekajcie. Cierpliwie. Ponieważ wszystko zależy od tłumacza, a on, doprowadzony do ostatecznych granic, może w końcu pęknąć.

Każdy z nas jest tylko człowiekiem, więc traktujmy go jak człowieka.

Z szacunkiem.

Amen.

2 komentarze :

  1. Szczerze, to jeśli potrzebuję polskich napisów, to wolę zaczekać nawet i tydzień, byleby to były dobrze zrobione napisy, z dobrą korektą i bez wycinania połowy kwestii, jak to ma miejsce przy wyścigu "kto pierwszy wrzuci po polsku" - a tak działa tłumaczenie kreskówek niestety :(.
    Zresztą pamiętasz Kopciuszka :v.
    Post, oczywiście, popieram, tym bardziej, że byłam kiedyś w grupie skanlacyjnej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się całym sercem. Problem jest mi jeszcze bliższy pod uwagę, ze oglądam teraz na bieżąco norweski serial "SKAM". Polskiego tłumaczenia nie ma w ogóle, aczkolwiek jestem wdzięczna za wszelkie angielskie napisy :V. Prawdopodobnie robią je Norwegowie, za co ogromnie jestem im wdzięczna i bardzo ich za to szanuję <3.

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka