sobota, 19 marca 2016

Jak zepsuć dobry serial...

...czyli słów kilka o finale szóstego sezonu Pretty Little Liars.

Ale na początku żart: Fabuła PLL jest z góry przemyślana przez twórców.
Ha. Ha. Ha.

Uwaga: post zawiera spoilery i ból dupy.


To są sklejone przez życzliwego internautę niektóre zdjęcia promocyjne sezonu 6B, czyli przedstawionego pod koniec 6x10 "5 lat później". Zmieniło się coś?, zapytacie. Oświecę was: fryzura Spencer. Reszta jest właściwie taka sama.

Moim skromnym zdaniem PLL straciło swój sens gdzieś na przełomie sezonów 3 i 4. Jedynym wiarygodnym "A" w całej serii była Mona, która została zdemaskowana lata świetlne temu. Ale wiecie, jak to jest. Ogląda się dalej, bo nadal czuje się sentyment do serialu, jest się ciekawym wątków, chce się zobaczyć, co twórcy jeszcze mogli spierniczyć... U mnie czynnikiem powodującym włączanie kolejnych odcinków PLL jest to ostatnie. I, szczerze mówiąc, powoli zamiast płakać nad tym, co Marlene King uczyniła z dobrze zapowiadającego się serialu, zaczynam się śmiać z tego, co wymyśla, tworząc coraz to nowe odcinki.

Wyraźnie widząc po tym, jak toczy się akcja, mogę bez oporów oświadczyć, że fabuła PLL tworzona jest na bieżąco i pod publiczkę. A po dwudziestym odcinku szóstego sezonu już nawet nie ma sensu oponować, a po prostu przyznać: kurde, ale ten serial się stoczył.

Bo się stoczył. Z dobrej tajemnicy, zamaskowanego prześladowcy, ukrytego obserwatora, interesującego motywu, zaginięcia popularnej nastolatki i oglądania w napięciu odcinków świetnego serialu przeszliśmy do zabawy w kotka i myszkę, w której prześladowca ma wszystkie narzędzia, by dokończyć swoje dzieło zniszczenia Kłamczuch, ale tego nie robi. Dlaczego? Tego chyba nawet Marlene nie wie. O co teraz chodzi w PLL? O zemstę? Ale za co? Bo skoro w finale wychodzi fakt, że to jakieś wewnętrzne patologie DiLaurentisów są za wszystko odpowiedzialne, to po co to wszystko? Skoro nie ma już właściwie nic, co można odebrać, po co kontynuować tę dziwną wendetę? O co toczy się gra?

To tylko niecałe cztery linijki pytań, a końca nie widzę. Jest jednak jedno, na które chciałabym, żebyście szczególnie zwrócili uwagę. Stawia je ciągle moja przyjaciółka Ala i uparcie domaga się odpowiedzi: Kto, do cholery, zabił Iana? (sezon pierwszy)

Ale może przejdźmy do wypunktowana 6x20, bo to naprawdę ciekawy temat.

CHCĘ Z POWROTEM MOJE OTP
powiedziały miliony, widząc 6x11

PLL pokazało, że związki licealne nie mają szans na przetrwanie. Wróciło ze swoim "5 lat później", pokazując nam zaręczoną z nieznanym nam Jordanem Hannę, randkującą w tajemnicy przed szefową ze swoim współpracownikiem Liamem Arię oraz chylących się ku sobie Spencer i Caleba. I zaczęła się drama.

"NIENAWIDZĘ SPALEBA!"
"SPENCE, JAK MOGŁAŚ"
"HANNA MUSI BYĆ Z CALEBEM!"
"GDZIE JEST SPOBY?"
"RIP EZRIA"
"LIAM JEST BRZYDKI, A EZRA PRZYSTOJNY"
"CHCĘ Z POWROTEM MOJE OTP"

Tak to właśnie się dzieje, jak się wszystko wywróci do góry nogami. Ale nie martwcie się, kochani. Ci od PLL mają głowę na karku i zrobią wszystko, żeby zadowolić publiczkę. Wbrew pozorom groźby tysięcy ludzi pod tytułem "jak Haleb się nie zejdzie, przestaję oglądać PLL" mają wpływ na scenariusz, a ci, którzy go piszą, doskonale o tym wiedzą.


Szczerze mówiąc od początku nie byłam zachwycona wątkiem Spaleba. Zawsze uważałam, że Spencer i Caleb tworzyli świetną parę... przyjaciół. Dwa spore mózgi, chcące zadbać o dobro swoich bliskich. Wbrew pozorom do siebie podobni, co ich pewnie ze sobą połączyło. Nie wiem jak ich związek miał służyć fabule, ale na pewno sprawił, że zmieniłam o ich obojgu zdanie. O Spencer moja opinia zdecydowanie wzrosła, natomiast o Calebie - spadła. A myślałam, że się to nie zdarzy, bo był moją ulubioną męską postacią. A wszystko z powodu pocałunku, w którym Caleb wymienił ślinę z Hanną, co byłoby całkiem w porządku, gdyby nie był nadal w związku ze Spencer. Która, co gorsza, powiedziała mu, że go kocha, a on nawet nie odpowiedział. Nie mówiąc o tym, że jak Hanna zniknęła z Lost Woods Resort, a chwilę później dojechała na miejsce Spencer, Caleb ją przytulił. Swoją obecną dziewczynę, którą zdradził ze swoją byłą, a jej przyjaciółką. To w końcu jesteś ze Spencer czy nadal kochasz Hannę?

"Nigdy nie przestałam cię kochać"

Chociaż fani Haleba powinni być zadowoleni, mi zdrada Caleba zniesmaczyła całe to ich romantyczne zejście. Zresztą to nie tylko Caleb okazał słabość - Hanna wyznała swojemu byłemu, że nigdy nie przestała go kochać, chociaż przygotowuje się do ślubu ze swoim nowojorskim narzeczonym.

Nie na to liczyłam, czekając na ich powrót do siebie.

Ale to już taka chyba magia PLL, ponieważ... Zresztą, co tu dużo mówić. Chodzi oczywiście o Ezrię.


Aria jeszcze dwa odcinki temu biegała za Liamem i zapewniała go, że między nią a Ezrą już wszystko skończone (jak to zresztą robi od nie wiem ilu odcinków...), a w finale szóstego sezonu i tak wylądowali razem... w łóżku. Zaczęło się od niewinnego pocałunku na wieść, że redaktorka pokochała ich wspólną powieść, a skończyło na uprawianiu seksu. Ze świadomością, że jest się w związku z pewnym Liamem. Ale kto bogatemu zabroni, jeżeli fanki na całym świecie kibicują Ezrii i zdrada tego nowego bohatera nie jest niczym złym, bo w sumie kto go lubi. Przecież tylko opóźniał zejście się tej dwójki.


Przy tamtej czwórce Spoby prezentuje się nader niewinnie, dlatego dostają ode mnie w prezencie większe zdjęcie. Tutaj daję wielkiego plusa - Spencer trzyma się w końcu jednego faceta (kto pamięta te dwa czy trzy pocałunki, kiedy była jeszcze z Toby'm?), a ze swoim byłym w końcu odzyskuje normalny i przyjazny kontakt. Idą nawet razem do Radley, a Toby poświęca chwile z nową dziewczyną Yvonne, żeby pomóc swojej przyjaciółce. W swoich rozmowach nawiązywali nawet do chwil, kiedy jeszcze byli razem, ale bez ukrytego żalu czy niezręczności.

Poza tym ten odcinek naprawdę należał do Spencer. Wzięła sprawy w swoje ręce, zaprosiła do akcji Toby'ego i nawet zaakceptowała w końcu pomoc Mony, która przecież jest inteligentną osobą i mogłaby naprawdę pomóc Kłamczuchom, gdyby wreszcie przestały traktować ją jak wroga. 

W sumie Mona jest chyba jedyną bohaterką w serialu, która mnie nigdy nie zirytowała. Zaskoczyła? Zaintrygowała? Wkurzyła? Jasne. Ale nigdy nie powiedziałam do ekranu, jak to w przypadku innych  osób przy oglądaniu PLL, "ty idiotko". Bo wiecie, Kłamczuchy czy ich drugie połówki albo nawet rodzice często robili głupie rzeczy. Kasowanie taśm, samotne wyprawy w podejrzane miejsca, powtarzanie błędów... Mona zawsze ma plan. Mona zawsze wie. Mona jest po prostu świetną postacią, której zniknięcie odjęłoby serialowi tę garstkę potencjału, jaki mu jeszcze gdzieś tam pozostał.


JAK PADŁY TEORIE SPISKOWE,
czyli wprowadźmy nową postać i zróbmy z niej antagonistę

Zacznijmy od bliźniaczek, które gdzieś musiały się w końcu pojawić. Ale mało kto sądził, że będzie to akurat siostra Jessiki DiLaurentis (okay, może i były takie teorie. I stawiam, że to z nich Marlene czerpała inspirację...). Jakie są tego plusy? Powrót dobrej aktorki do serialu. Jakie minusy? Cała reszta.

Problem z bliźniaczkami jest taki, że ten wątek jest oklepany. Jeżeli ktoś ogląda Sherlocka, powinien pamiętać tekst z Upiornej panny młodej: to nigdy nie są bliźniaczki. Na (nie)szczęście w PLL to zawsze są bliźniaczki. Prawda w końcu wyszła na jaw. Alison ma ciotkę, która wygląda kropka w kropkę jak jej matka. I, co ciekawe, chce jej zniszczyć życie. Brzmi znajomo?
Nie wiem, kto układał zawiłości rodziny DiLaurentisów. Fakt pozostanie jednak faktem, że jak dla mnie kompletnie przestały się zgadzać z jakąkolwiek istniejącą na świecie logiką. Dlaczego Jessika miałaby ukrywać fakt, że ma bliźniaczkę? Dlaczego nikt nie powiedział, że Charles/Charlotte nie jest tak naprawdę siostrą Alison i Jasona, ale siostrą cioteczną? Przecież biedny Jason poczułby się lepiej na myśl, że nie chodził i całował się z siostrą, a z kuzynką. Zawsze to mniejszy stopień kazirodztwa.

Ale wiecie co, nawet jeśli istnieje dziura w Modzie na DiLaurentis, to odpuśćmy. Już nawet to odpuśćmy. Ale, do cholery, jak policja mogła o tym nie wiedzieć? Czy oni naprawdę nie mają opcji w stylu sprawdź krewnych? Mieli Charlotte-psychopatkę. Musieli przesłuchiwać przecież wszystkich, którzy byli w sprawę zamieszani, zwłaszcza że była ukrywanym członkiem rodziny. Czy naprawdę sprzed oczu uciekła im ich biologiczna matka, która przypadkiem miała na nazwisko Drake, zupełnie tak jak ukrywająca się pod pseudonimem Cece Drake Charlotte? Zaraz się okaże, że Sara Harvey do tak naprawdę Sara DiLaurentis i po kryjomu współpracuje z Mary Drake. W sumie Elliot Rollins, który według Marlene King wcale się tak nie nazywa, też może być DiLaurentisem. Niech żyje rodzina!

Dziwi mnie też wszystko, co związane jest z adopcją Charlesa. Tak wyglądają papiery, które znaleźli Spencer, Toby i Mona:



 Jak widzicie, wszystko działo się w Radley. Z Mary Drake musiało być naprawdę coś nie tak, żeby rodziła dziecko w miejscu dla niepełnosprawnych umysłowo - kto wie, może jej siostra bliźniaczka ją tam wsadziła? Może celowo chciała odebrać jej dziecko? Nie zmienia to jednak faktu, że urodzone dziecko nazywało się Charles DRAKE. Drake, na litość boską. A potem Charlotte ukrywała się pod tym samym nazwiskiem. Bo liczy się dyskrecja, prawda? Gdyby tylko Alison i Kłamczuchy były na tyle mądre, żeby pogrzebać (dobór słów był przypadkowy, przysięgam) w rodzinie Alison i okryć, że jej ciotka nazywała się Mary Drake. A potem dostrzec, że Cece ma to samo nazwisko. I bam! Po tajemnicy. Ale potrzeba było sześciu sezonów, prawda?

Kolejną ważną informacją wynikającą z tego aktu urodzenia jest brak znajomości ojca Charlesa. Nie wyobrażam sobie, żeby w siódmym sezonie nie poruszyli tego wątku (chociaż kto wie, tutaj najbardziej podejrzani są zwykle ludzie w stylu Elliota Rollinsa, którego poznajemy po ponad stu odcinkach), ponieważ daje nam to ważną wskazówkę: albo Drake jest nazwiskiem panieńskim Jessiki i Mary (a wtedy kulka w łeb, bo to Alison i Jason po prostu musieli wiedzieć), albo jest to nazwisko po jej mężu (nadal pytanie - co z ojcem Charlesa? Nie on?), albo jest to nazwisko po byłym mężu (odszedł, bo Mary odbiła palma czy bo go zdradziła? Może ma on jakieś ważne informacje odnośnie naszej kochanej rodziny?). Mogę mieć tylko nadzieję, że uwzględnili tę opcję przy pisaniu scenariusza do siódmego sezonu.

Jak by nie było, wprowadzenie zupełnie nowej postaci, która może być za wszystko odpowiedzialna, musiało wkurzyć ludzi, którzy tworzyli wiele naprawdę sensownych teorii spiskowych. Bo wiecie, taki układ sił trochę zmienia. Zwłaszcza w sytuacji, w której Mary Drake nie jest jedyną nową postacią, która źle życzy otoczeniu Alison. Poznajmy Elliota Rollinsa, którego prawdziwego nazwiska w zasadzie nie znamy.

Ludzie mówią, że od początku im coś w nim nie pasowało. Nie ustosunkuję się do tego, ponieważ szczerze mówiąc nie sądziłam, że PLL upadnie na tyle nisko, żeby robić z każdej nowozaangażowanej postaci tego złego. Możemy uznać, że za sznurki pociąga na przykład dziadek Ali, który pewnie jest dla PLL kimś w rodzaju Tywina Lannistera z Gry o tron, którego poznamy w ostatnim odcinku całego serialu. Kurde, chyba zrobię z tego teorię.


Zacznijmy jednak od pozytywów: bardzo podobała mi się scena, w której Rollins zdejmuje maskę Wildena. Ogólnie cały wątek straszenia Alison duchami przeszłości nie był taki zły - głównie to zasługa dobrej (nie świetnej, ale dobrej) charakteryzacji, doboru muzyki i świetnej gry aktorskiej wcielającej się w rolę Ali Sashy. Było to zrobione pierwszorzędnie i zaskoczyło. Poza tym jego scena, kiedy dotknął Alison w jej łóżku była nawet trochę mrożąca krew w żyłach i chyba pozostanie moją ulubioną w tym odcinku. Za klimat starego, dobrego PLL.

Potem niestety było już tylko gorzej. A wszystko przez to, co ujawniła rozmowa Rollinsa z Mary Drake. Chociaż doceniam ich wkład w to, żeby zamknąć Alison w psychiatryku (i to na tyle dobry, że Ali dobrowolnie podpisała papiery, pakując się w to tym samym na własne życzenie), znowu uciekł mi gdzieś powód, dla którego to zrobili. Może inaczej: powód jest, ale słaby. Dzięki podpisaniu papierów ubezwłasnowolniających Ali mimowolnie powierzyła swojemu mężowi, czyli Rollinsowi, 51% udziałów w Carissimi. W odpowiedzi na to Mary Drake powiedziała Rollinsowi, że był jedynym mężczyzną, którego jej córka - Charlotte - kiedykolwiek kochała i że docenia jego poświęcenie, jakim było ożenienie się z jej kuzynką, czyli Ali. I... tyle. Wychodzi na to, że Elliot wplątał się w małżeństwo z Ali po to, żeby Mary dostała pieniądze z Carissimi, czyli cytując: "to, co powinno być jej".

Pieniądze, rozumiecie? Pieniądze. 5 lat leczenia Charlotte przez Rollinsa, "ukrywanie" związku z Ali, maskarada z adopcją... Zmarnować tyle czasu, żeby dostać kasę. Wsadzić siostrzenicę do psychiatryka, żeby dostać kasę. I kto wie, co jeszcze, bo przecież w sumie nic nie zostało wytłumaczone. W dodatku pojawiają się nowe pytania: czy Charlotte o wszystkim wiedziała? Czy Rollins otwarcie przed nią grał na dwa fronty? Czy stworzone przez nią "A" było jej zabawką czy jej matki? Jak, kiedy, gdzie poznała się z Elliotem?

Podsumowując tę część: na szczęście wszystko zostaje w rodzinie.


KIM JA W KOŃCU JESTEM,
czyli 50 twarzy Alison DiLaurentis
oraz
JAK PODSUMOWAĆ EMILY FIELDS
kiedy z Emily nic się nie dzieje

Konkurs na partnerkę Alison w tym odcinku wygrała Emily, która po raz kolejny pokazała, której z Kłamczuch naprawdę zależy na Ali. Jak na finał w porównaniu do innych bohaterów naprawdę miała niewiele scen - w tym żadnej skupionej na sobie. Jej dramat po stracie jajeczek z poprzednich odcinków jakby się urwał i donikąd nie poprowadził. Hanna postanowiła zagrać bohaterkę przeciwko nowemu "A", wystawiając się jako przynętę, Spencer w jakiś sposób przyczyniła się do wygranej swojej mamy w wyborach do senatu i znalazła papiery adopcyjne Charlotte, Arii udało się wydać książkę, a Emily... Cóż, przetrwała. A na zakończenie towarzyszyła Ali w drodze do kościoła i psychiatryka. Aczkolwiek miało to swój urok, nie powiem. Alison w końcu zawsze była częścią paczki z Rosewood i dobrze się stało, że nie została sama w tak ważnej dla niej chwili.

A Alison miała naprawdę dobre sceny w tym odcinku. Jeżeli chodzi o grę aktorską Sashy to nie mam jej absolutnie nic do zarzucenia - świetnie zagrane sceny załamania; był płacz, były nerwy, były emocje. Natomiast scenariusz to już zupełnie inna sprawa. Dlaczego Alison w chwili największej swojej niepewności poszła najpierw do kościoła? Przecież w tym miejscu kilkakrotnie próbowano kogoś zabić (nie wspominając o tym, że zmarł tam Ian...), z jego wieży wyleciała Charlotte, odbywały się tam same pogrzeby (w którym Hanna była ciągnięta przez Uber A w ostatniej scenie...) i... To ma być definicja bezpieczeństwa?

"Potrzebuję pomocy"
Jeżeli chodzi o postać Alison, waham się jeszcze co do jednej rzeczy: kim jest prawdziwa Alison? Popularną dziewczyną z Rosewood, zaginioną dziewczyną z Rosewood, manipulatorką z Rosewood, podrywaczką z Rosewood, Red Coat z Rosewood, siostrą (cioteczną) psychopatki z Rosewood, jedną z DiLaurentisów z Rosewood, przestraszoną dziewczyną z Rosewood, kontrolującą sytuację dziewczyną z Rosewood...? Można by wymieniać jeszcze więcej. Bo Alison, niczym rasowy Christian Grey, ma pięćdziesiąt twarzy. I nie wiem, która jest prawdziwa. Z jednej strony przeszła niesamowitą przemianę i odrzuciła z siebie to, co było zepsute, ale z drugiej odrzuciła to, co tworzyło jej charakter. Cechy przywódcy, odwagę i cięty język. Wiem, że jest wyniszczona przez życie, ale ostatnie 5 lat pomagała swojej siostrze i znalazła szczęście w małżeństwie - przecież jeszcze nie wie, że jej mąż to kolejny dwulicowy potwór. Dlaczego nie odbudowała tego, co w niej ważne? Ta złożoność postaci jest frapująca, ale fascynująca. Może gdyby nie to, że mnie nieraz postać Ali irytowała, zostałaby drugą Moną. Mam słabość do Sashy.

HANNA MARIN
i dziura w podłodze

Wątek Hanny to wątek, który jest przerażająco smutny w tym odcinku. Nie wiem, co z Jordanem, bo wątek się urwał (co jest specjalnością PLL, zauważyliście?), ale status "zaręczeni" raczej obowiązuje. Mimo tego Hanna nie ma w nim wsparcia - pewnie dlatego, że czas antenowy jest za krótki, żeby zmieścić jeszcze jedną scenę z kimś, kto i tak zaraz się nie będzie liczył, bo Haleb się zejdzie. Zamiast tego bezsensownie rzuca się więc na głęboką wodę i w obliczu bycia przynętą na nieznajomego (kolejnego...) prześladowcę wyznaje Calebowi, że nigdy nie przestała go kochać. Jak już pisałam, to prawie romantyczne. Ale ponieważ już się na nich wyżyłam, mogę się trochę pozachwycać sceną ich zerwania z czasów między 6x10 a "5 lat później". I Ashley, i Taylor świetnie to zagrali. Widać było mój ukochany konflikt tragiczny: konflikt, w którym dwie strony mają rację. Hanna chciała podbijać świat i robić karierę, a Caleb chciał mieć ją przy sobie i żeby mu pokazała, że jej zależy. Bieg Hanny w deszczu, kiedy zorientowała się, jaką zrobiła głupotę, był niczym z tandetnych filmów, ale może i trochę zadziałał. Ale było za późno, bo Caleb wyjechał... I zostawił komórkę. Kto w XXI wieku zostawia komórkę? Boże, kto pisał ten scenariusz.

Mimo tego Hanna zasługuje na medal za nieustraszoność i dobrowolne bycie przynętą. Ktoś musiał wziąć sprawy w swoje ręce i cieszę się, że była to Hanna. Pamiętam do tej pory scenę z któregoś odcinka, w którym chciała oddać swój telefon policji i wszystkie wiadomości od "A" i już wtedy wiedziałam, że jeżeli ktoś coś zrobi, to tylko ona. Inna sprawa, że wtedy "A" usunęło wszystkie wiadomości, a teraz wyciągnęło ją przez dziurę w podłodze (i tunel w ziemi?!) z pokoju, do którego teoretycznie nie można się było włamać. Nie wiem, dlaczego Caleb i ekipa z Lost Woods nie mogli wejść w tę dziurę. Nie wiem, jak "A" zdążyło tak szybko wykopać ten dół. Nie wiem, jakim cudem nie zabezpieczyli się dodatkowymi kamerami wokół pokoju, w którym była Hanna, oraz w samym pokoju. Skoro miała być pełna profeska to dlaczego z powrotem cofamy się do czasów liceum? Zachęcam do powrotu do pierwszego akapitu. Serio - zmieniła się tylko fryzura Spencer. Intelekt pozostał.

WYBORY
czyli nie zapominajmy o mamie Spencer



Brawa dla Veronici Hastings, nowego senatora! Biedaczka, po rewelacjach związanych z Mary Drake i Elliotem Rollinsem została zapomniana przez widzów, a przecież jej kampania i wszystko co z nią związane było ważnym wątkiem tego sezonu.



I to już koniec mojego wywodu na temat bezsensowności Pretty Little Liars. Dziękuję Alicji za pomysł, żeby to napisać i wylać swoje żale. Dziękuję Marlene King, dzięki której mam z czego się nabijać. I dziękuję wszystkim, którzy przez mój wywód przebrnęli - skomentujcie, możemy razem się jeszcze pośmiać*. Może coś pominęłam? Wiecie, przy sześciu pełnych sezonach można się pogubić. Tyle tych wątków porzuconych, że nie wiadomo który gdzie się kończy.

A na koniec jeszcze jedna rzecz, która mnie rozłożyła na łopatki. Pamiętacie tę scenę?


Dzisiaj zobaczyłam idealnego mema, który ją perfekcyjnie skomentował. A jego treść brzmiała następująco: 
Oh, super. Dodali literkę!

Ale może ta dodatkowa literka jest lepsza od emotikonki z ostatnich kilku odcinków.

Kisses
- M.


* EDIT: w komentarzu dostałam uwagę, że można odebrać to zdanie jako chamskie. Gwoli wyjaśnienia - nie chodziło mi o brutalne hejtowanie czy obrażanie kogokolwiek zaangażowanego w produkcję, ale o takie wyrażanie opinii, jaką ja starałam się wam przekazać: krytyczne, bezkompromisowe, ale kulturalne. Jako fani musimy mieć czasami dystans do ulubionych produkcji i spojrzeć na nie z przymrużeniem oka.

Jeżeli zgadzasz się z moją opinią i/lub chcesz się nią podzielić, podaj dalej ten wpis.

26 komentarzy :

  1. Cześć. To ja.
    Nie oglądam tego syfu od lata i czuję się z tym świetnie.
    Dalej nie wiadomo, kto zabił Jessicę?
    Szkoda, że niszczą mi Caleba.
    "A.D."
    ...
    Błagam, niech to "D" nie będzie od "Drake".
    Post propsuję i chcę więcej :D!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się w kilku sprawach, ale... niektóre twoje zarzuty są takie byle tylko się czepić. Skoro tak cię denerwuje ten serial to czemu wciąż go oglądasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stawiam, że po to, żeby móc stwierdzić, że serial denerwuje. Żeby coś się mogło nie podobać, trzeba to najpierw poznać. A skok o kilka lat do przodu mógł być świetną okazją, żeby serial zaliczył nowy start i przestał denerwować.

      Usuń
    2. Ale po co się denerwować i pisać długie posty o tym jaki serial jest kiepski? Ja już dawno uważam, że Pamiętniki Wampirów są teraz denne, ale właśnie dlatego nie oglądam go. Nie psuje sobie humoru i nie psuje humoru fanom poprzez wypisywanie w dyskusji, że serial jest okropny. Osobiście też uważam, że PLL jest słabsze, ale oglądanie go wciąż sprawia mi przyjemność. Ok. Chce dziewczyna pisać długie posty o beznadziejności serialu? Prosze, niech pisze. Nie rozumiem tylko po co ;)

      Usuń
    3. Żeby nie było. Warto pisać co w złe w serialach. Wiadomo. Można te rzeczy jednak wypisywać i dalej serial oglądać z przyjemnością. Ale jaki jest sens oglądać coś, denerwować się, i tracić czas, kiedy można w tym czasie obejrzeć coś "lepszego" :).

      Usuń
    4. Ja tam znalazłam w tym poście także kilka wymienionych zalet.

      Usuń
    5. A po to, żeby uporządkować myśli i wyrzucić z siebie frustrację spowodowaną tym, że zamiast nowego startu dobrego serialu dostaliśmy "5 lat później" to samo. Czasami zamiast pisać o rzeczach, które lubimy, i tylko wychwalać, trzeba się też wyżalić. Taka ludzka natura :)
      I nigdzie nie napisałam, że się denerwuję i tracę czas na PLL. Wręcz przeciwnie - nadal czuję sentyment i jestem ciekawa wątków. Niektóre rzeczy pochwalam. Niektóre tępię. Po prostu szczerze na ten temat się wypowiadam :).

      Usuń
    6. Ok, ale powiem ci, że ten fragment "Dziękuję Marlene King, dzięki której mam z czego się nabijać. I dziękuję wszystkim, którzy przez mój wywód przebrnęli - skomentujcie, możemy razem się jeszcze pośmiać." osobiście odebrałam niezbyt przyjemnie. Po prostu takie "O, ponabijajmy się" nie jest za fajne. Ok. Coś się nie podoba, jest głupie, nielogiczne czy cokolwiek, ale... To wciąż czyjaś praca, dużo wysiłku i czasu zostało poświęcone na te sceny. I takie podejście jest trochę "chamskie" i niedojrzałe ;)

      Usuń
    7. Nie traktujmy profesjonalistów jak dzieci, którym nie można powiedzieć, że jest brzydko, bo się starały.

      Usuń
    8. Nie o to chodzi. Krytyka jest potrzebna. Jednak minimum szacunku się należy, bo to czyjaś praca. Tyle. I wypisanie wad jest jest dobre, ale podejście "ponabijajmy się" już nie ;)

      Usuń
    9. Jeżeli cię to pocieszy - nie chodziło mi o złośliwe naśmiewanie się. Chodziło mi o rzeczy, które robimy jako fani i obiektywni krytycy, czyli reagujemy, patrząc na serial z nieco innej perspektywy. Świetnym przykładem jest tutaj post na jednym z fanowskich blogów o PLL, które obserwuję: http://inlovewithpll.blogspot.com/2016/03/reakcje-fanow-na-fina.html
      Jak dla mnie jest to mega dojrzała reakcja ludzi, którzy potrafią podejść do sprawy z dystansem :)

      Usuń
    10. Dodatkowo:Dajmy na to napiszę opowiadanie. Ktoś czyta i mówi "to to i to jest złe, dlatego i dlatego, bo...", ale tak w ogóle to się pośmieje i zbiorę grupę, by ponabijali się razem ze mną. Ok wiadomo to profesjonaliści, ale każdy człowiek ma prawo zrobić coś źle. Plus to nie tylko wina Marlene. Nie tylko ona to pisała i wymyślała. Inni o tym wiedzieli i się zgodzili. Więc obwinianie tylko jej jest nie do końca "fair" ;)

      Usuń
    11. Ok. Jeśli to miałaś na myśli to się zgadzam z tym ;) Pokazuję tylko, że można odebrać to w dwojaki sposób :)

      Usuń
    12. Będę to mieć na uwadze. Dzięki za komentarze :)

      Usuń
  3. Nie oglądałam PLL (jedynie czytałam kilka tomów), ale przeczytałam wszystko to powyżej, więc wypadałoby skomentować.
    Podziwiam za podsumowanie i w ogóle <3 Widać, że spędziłaś nad tym dużo czasu.
    Ale PLL oglądać nie zamierzam - na razie wystarczą mi książki. Potem - zobaczymy 😂

    /Endżi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poleciłabym ci obejrzeć chociaż odcinek dla porównania książki z serialem albo poczytać fanowską Wikię - jest to naprawdę niesamowite, zobaczyć te wszystkie różnice.
      Ja z kolei mam trochę odwrotnie: mi wystarczy serial. Chociaż przeczytałam kilka tomów z serii, korzystając z dostępnych w sieci ebooków, nie starczyło mi sił, żeby dokończyć. Wydaje mi się, że mimo wszystko serial jest lepszy niż cała seria PLL. Chociaż nie mogę być w stu procentach wiarygodna, bo nie wszystkie przeczytałam ;)
      Podziwiam w takim razie za przeczytanie czegoś, co w sumie mogłoby Cię nie obchodzić. I jeszcze wyrażenie z tego powodu podziwu. To mega miłe :)

      Usuń
  4. W końcu ktoś porządnie zjechał serial :3
    Tak totalnie serio.. Przyszłość. One tak bardzo chciały od tego wszystkiego uciec i znowu się wpakowały w wielkie gówno i to już jest po prostu śmieszne... Jednak myślę, że ja - tak jak pewnie większość - dalej będę oglądać. Ze względu na ciekawość jakiego bohatera zniszczą...
    Swoją drogą chcę poruszyć wątek Liama. Na prawdę gościa polubiłam bo mógł dać Arii kochający zdrowy związek. Jak sama wspomniałaś Merr.. tworzą serial pod fanki... Więc Ezra powrócił do jej życia. Szybko wylądowali w łóżku a ja cicho krzyczę.. CO Z LIAMEM? Aria miała mega szansę na szczęście, ale po co jej gdy może znowu wplątać się w sprawy w Rosewood?
    Chyba Kłamczuchy zapomniały, że chcą z tym skończyć bo gdyby na prawdę tego pragnęły to poszły by wszystkie na policje i wszystko by powiedziały. Może dostały by pare miesięcy w areszcie za ukrywanie śladów Itp. Ale byłby tego koniec!
    Dziękuję za miłą lekturę kotku ;3

    Kisses
    Anonimowa :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ciekawość jednak sprawia, że dalej oglądamy :) Nawet jeżeli coś nas zawodzi, jak na przykład Hanna, która powinna się nauczyć po tym wszystkim, że nie wolno kasować taśm hotelowych i jej mama, która znowu chroniła córkę, nawet do końca nie wiedząc, o co chodzi.
      Zgadzam się z Tobą w stu procentach, jeżeli chodzi o postać Liama. Dziwię się Arii, że w ogóle o nim nie pomyślała. Chłopak ją krył przed szefową, regularnie z nią rozmawiał przez różne komunikatory, nawet przyjechał do Rosewood... Uwierzył Arii, kiedy ta go zapewniła, że między nią a Ezrą koniec i nawet ją przeprosił, że na początku źle zareagował. Nie wiem, czy wątek Liama będzie obecny w siódmym sezonie, ale jeżeli nie - będę bardzo zawiedziona. Postać tragiczna i wykorzystana przez Arię.
      Po prostu czekajmy, aż wszystko się wyjaśni. Kto wie? Może jednak scenarzyści mają jakiś Wielki Plan i Uber A będzie ktoś, kto faktycznie ma i dobry motyw, i dobre narzędzia, i dobre wytłumaczenie na wszystko...? Nadzieja może i jest matką głupich, ale umiera ostatnia :).
      Kisses
      - M.

      Usuń
    2. Ja się znów wtrącę jeśli można ;) Też osobiście mnie wkurzyły dziewczyny z tym zdradzaniem. Miały być "dojrzałe uczuciowe", a każdy każdego pozdradzał. Hanna to chujowa przyjaciółka za przeproszeniem. Nawet nie chodzi o Jordana, ale o Spencer. Wiedziała co Spenc czuje do Caleba, a co tam! Będę egoistką i zrobię wszystko, by wrócić do Caleba chociaż to moja wina, że go straciłam.
      Jakby poszły na policję to nie dostałyby kilka miesięcy tylko za kraty na lata by trafiły. Policja by się pewnie w końcu dowiedziała o zabójstwach i kradzieżach z poprzednich lat.
      A co do tego głupiego powracania Kłamczuch mimo tego że chciały się uwolnić od tego wszystkiego. Można to wytłumaczyć syndromem sztokholmskim.
      I to chyba tyle :D

      Usuń
  5. Podoba mi się ten artykuł :) Udostępniłam na moim fanpage niech to do wszystkich wreszcie dotrze :) https://www.facebook.com/serialikowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za udostępnienie. To naprawdę dużo dla mnie znaczy :)

      Usuń
  6. *powoli klaszcze w dłonie*
    Chyba nie ma tu czegoś, z czym bym się nie zgadzała. Spierniczyli prawie wszystko. Serio. Jedynie gra Ashley i Sashy jest co raz lepsza, u innych dziewczyn nawet tej poprawy nie widzę.
    I mimo, że Mona to także moja ulubiona bohaterka, to błagam, niech Marlene się za nią nie zabiera, bo też ją spierniczy. Chociaż ją chcę zapamiętać dobrze.
    Serio mam nadzieję, że 7 sezon będzie ostatnim. Obejrzę, bo chcę jednak wiedzieć, jak bezsensownie to zakończą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, o tym nie pomyślałam. A co, jeżeli faktycznie wezmą się też za Monę? O nie. Może lepiej, żeby została tam, gdzie jest, i tylko od czasu do czasu ujawniała swój geniusz Kłamczuchom.
      Jeżeli zobaczę gdzieś info "PLL renewed for 8 season" to chyba padnę. Wszystko zależy od oglądalności - a wiemy po kasowanych/utrzymujących się produkcjach, że Amerykanie mają czasem dziwny gust...
      No nic. Grunt, że o czym pisać na blogach i co na nich komentować :)

      Usuń
  7. Merr przyjaźnisz się z Dżerr?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już raczej jest moja prywatna sprawa. Poza tym to pytanie nie ma żadnego związku z postem, więc na przyszłość proszę się kierować na mojego Facebooka, maila czy cokolwiek - żeby nie wynosić spraw na forum publiczne :).

      Usuń
    2. Bardzo bym prosiła o odpowiedź. Czytałam bloga Dżerr i zawsze tak się wspieralyscie...

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka